pixeLOVEnia

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Fusce tempus, neque pretium laoreet hendrerit, magna erat consectetur lectus, id vulputate ex orci id nibh. Mauris quis est ac tellus aliquet dignissim. 

O miłości do miasta, budowie lokalnej tożsamości i biznesie - wywiad z założycielką firmy SZCZECIŃSKI

O miłości do miasta, budowie lokalnej tożsamości i biznesie – wywiad z założycielką firmy SZCZECIŃSKI

Z ogromną przyjemnością zapraszam Was serdecznie do przeczytania pierwszej w tym roku rozmowy z kolejną inspirującą osobą z naszego regionu. Przypominam, że wszystkie poprzednie rozmowy znajdziecie TUTAJ.

Tym razem swoją historią, doświadczeniem i wskazówkami dotyczącymi prowadzenia biznesu podzieliła się Magda, która jest założycielką firmy SZCZECIŃSKI produkującej, w mojej opinii, najlepsze gadżety oraz pamiątki związane ze stolicą Pomorza Zachodniego. W roku 2018 otrzymała tytuł Marki “Zrobione w Szczecinie”, który “jest przyznawany przez Gminę Miasto Szczecin oryginalnym szczecińskim produktom lub usługom, wyróżniającym się wysoką jakością oraz kreującym pozytywny wizerunek miasta Szczecin”.

Jak możemy przeczytać na stronie sklepu: “SZCZECIŃSKI Town Shop to firma, która powstała z miłości do miasta. To alternatywa dla nudnych, miejskich pamiątek i ich stereotypowego przeznaczenia – półki z kurzem. Miejskie pamiątki wcale nie muszą być nudne! Udowadniamy Wam to już od 2014r.”.

Jak mawiają “Potrzeba matką wynalazków” – choć pomysł na szczecińskie gadżety pojawił się w głowie Magdy już wcześniej, to dopiero przyjazd koleżanki z USA zmotywował ją do stworzenia firmy tworzącej niepowtarzalne gadżety związane z miastem. Wtedy na rynku nie mogła znaleźć nic interesującego, co by się wyróżniało i zapadało w pamięć, co z czystym sumieniem mogłaby wręczyć znajomej z zagranicy.

W jednym z wywiadów przeczytałem, że posiadasz własne maszyny do produkcji gadżetów. Zaskoczyła mnie ta informacja, opowiesz coś więcej o procesie tworzenia przez Ciebie produktów?

Bardzo bym chciała, aby moje produkty trafiały do mieszkańców Szczecina. Jestem lokalną patriotką i chciałabym, aby za moimi produktami szedł przekaz i emocje. Aby odzwierciedlać nimi lokalne tradycje czy slang.

Oczywiście nie zamykam się na turystów, bo staram się, by moje gadżety były uniwersalne. Jednak przyznam szczerze, że w pierwszej kolejności myślę o innych lokalnych patriotach takich jak ja.

W tej chwili mogę już zdradzić zakulisowo, bo wczoraj zaakceptowałam produkcję, że pojawi się wkrótce seria kubków z dzielnicami naszego miasta. Będzie ich 16, głównie największe osiedla. Niestety nie dało się stworzyć wszystkich, dlatego z góry przepraszam osoby, których rejony się nie pojawią teraz. Myślę jednak, że w przyszłości ta seria będzie rozszerzana.

Mój mąż ciągle mówi: Dopisz tutaj „Szczecin”. Jednak ja mu odpowiadam, że jak ktoś kupuje kubek “Pomorzany” to uważam, że napis Szczecin jest zbędny i mi się wizja graficzna nie zgadza. Wydaje mi się, że osoba kupująca taki kubek z nazwą dzielnicy wie doskonale, że to jest dzielnica Szczecina. Jest to właśnie taki typ produktu, który raczej nie będzie wybierany przez turystów. Z tej samej linii jest też kubek z napisem po prostu “Szczecin”, aby domknąć całą serię i on będzie miał za zadanie odpowiedzieć na zapotrzebowanie turystów oraz mieszkańców dzielnic, których się nie udało teraz wyprodukować.

Do kogo tak właściwie są skierowane Twoje produkty?

Cały produkt od początku do końca wychodzi ode mnie – pomysł, projekt czy poszukiwanie materiałów oraz możliwości produkcyjnych. Doświadczenie nauczyło mnie, że nie można być osobą niezastąpioną. Na samym początku z racji tego, że korzystałam z dotacji i miałam możliwość zakupu maszyn to zainwestowałam w prasę do koszulek i toreb oraz maszynę do tworzenia kubków i magnesów.

Teraz już wiem, że jakość, którą bym chciała otrzymać niekoniecznie idzie z łatwo dostępnymi maszynami, które samodzielnie mogę obsługiwać. Na przykładzie kubków powiem, że jakość, do której dążę, wymaga pieca pracującego w temperaturze ponad 800 stopni, a takiego nie posiadam.

Obecnie przekładam wszelkie grafiki na możliwości jakie daje mi outsourcing usług w tym zakresie. Muszę jednak podkreślić, że jeśli korzystam z zewnętrznych firm, dążę do tego, aby była to polska firma. Staram się mieć bazę sprawdzonych źródeł i zanim zacznę stałą współpracę z podwykonawcami to skrupulatnie je sprawdzam i testuję. Szukam takich firm głównie na targach, by móc z kimś porozmawiać na żywo i sprawdzić czy mam z daną osobą wspólny język oraz cele.

Zdarza Ci się tworzyć produkty dla lokalnych firm, opowiedz proszę coś więcej na ten temat.

To prawda, tworzę różne ciekawe rzeczy dla innych. Kiedyś zwróciła się do mnie piekarnia Asprod, dla której powstała specjalna seria gadżetów, które można było nabyć w ich punktach sprzedaży. Powstały wtedy torby, poduszki, będące wyposażeniem Domu Chleba oraz specjalne grafiki. Stworzyłam również torby dla Collegium Balticum czy kubki dla Moniki Szymanik, które nawiązywały do przestrzeni Pocztowej 19 oraz jej działalności jako Kamienica w lesie.

Takich zewnętrznych współprac miałam już łącznie kilkanaście. Zwykle są to firmy, które lubią estetykę moich produktów i grafik. Zazwyczaj przy takich projektach jest delikatna sugestia ze strony firm jak to ma wyglądać lub całkowicie wolna ręka. Cieszę się, gdy firmy darzą mnie zaufaniem i oczekują czegoś więcej niż zwykłego napisu, bo zawsze w tych produktach jest ukryte jakieś znaczenie.

Skąd czerpiesz inspiracje do tworzenia produktów?

Często ze spacerów, jest to pewnego rodzaju spontaniczność. Jest oczywiście wiele rzeczy, które siedzi w głowie niemal od zawsze. Przykładem jest określenie: szmulka i many. Wśród tych określeń ja się wychowałam. To jest slang, który był używany w moim szkolnym otoczeniu i dopiero po pewnym czasie dowiedziałam się, że nie każdy rozumie kim jest “many”.

Ostatnio do swojego syna powiedziałam, że idziemy na Lodogryf. Dla mnie to jest coś normalnego, że idzie się właśnie tam, a nie na lodowisko. Mój mąż zwrócił mi uwagę, że tylko my w Polsce tak mówimy i może należy syna również nauczyć słowa “lodowisko”.

Uważam, że tak jak ślązacy mają swoją gwarę, tak my powinniśmy swoje dzieci uczyć lokalnych określeń, żeby nasiąkały tym szczecińskim slangiem. Nie ma tego zbyt dużo, ponieważ nasza historia jest bardzo uboga i krótka, ze względu, że Szczecin stał się polski dopiero po wojnie. Tak naprawdę to dopiero my tworzymy tę kulturę, jesteśmy jednym z pierwszych pokoleń szczecinian i dużo jeszcze przed nami. Wydaje mi się, że pod tym względem mamy dużo do zrobienia.

Który projekt uważasz za najlepszy i jesteś z niego najbardziej dumna?

To jest fajne pytanie. Na początku, gdy stworzyłam kubek “Choco Town – miasto które pachnie czekoladą”, to powiedziałam do siebie: Kurczę, to jest tak genialne, że już chyba nigdy w życiu nic lepszego nie wymyślę. Jednak potem powstawały inne projekty i teraz takim moim największym hitem jest plakat “Czy wierzysz w smoki?”. Lubię też bardzo grafikę bluzy, którą masz na sobie, czyli “Wszystkie szyny prowadzą na Wyszka”.

Czy na przestrzeni lat rynek pamiątek w mieście się mocno zmienił?

Wydaje mi się, że na rynku jest ogólnie cały czas to samo co było. Czyli to z czym się mierzyłam na początku i co spowodowało powstanie mojej firmy. Są to standardowe magnesy z napisem Szczecin czy jakieś statki w butelce. Oczywiście te rzeczy się ciągle sprzedają i na to też jest odbiorca, ale to raczej nie jest najwidoczniej klient, dla którego ja tworzę. Często te rzeczy to jest masówka, która produkowana jest nawet niekoniecznie w Polsce. Zmieniane są tylko nazwy miast i wysyłane w świat.

Co według Ciebie jest największym wyzwaniem w prowadzeniu własnego biznesu?

Największym wyzwaniem jest samozaparcie i dyscyplina. Należy wyznaczyć sobie pewne granice, ponieważ praca nie zaczyna się o 8 i nie kończy o 16, tylko czasami to jest nawet 24 godziny na dobę. Jeśli dochodzą do tego obowiązki domowe i małe dzieci, a osobiście mam w domu combo – roczniaka i 3-latka, więc często jest tak, że nadrabiam jakieś rzeczy późno w nocy i jest to bardzo rozszarpane. Często jest to nieregularny tryb pracy co nie przekłada się na produktywność, zwłaszcza jeśli ktoś chce coś wykonać, a co 15 minut jest odciągany od pracy, na której się skupia.

Staram się swój tryb pracy wyrobić, aby jednak zachować produktywność. W pewnym momencie zamykam laptopa i rozróżniam sferę prywatną od firmowej. Mimo tego, że pracuję z domu, to mam w nim biuro, jedno pomieszczenie gdzie pracuję i nie robię tam nic innego. Staram się też idąc tam ubierać jak do pracy, a kończąc pracę przebierać w rzeczy domowe, aby ta linia oddzielająca sfery życia była wyraźna.

Czy mogę Cię prosić o jakąś radę dla początkujących przedsiębiorców, którzy będą czytać ten tekst?

Pierwsza myśl, która mi przychodzi do głowy to: odwaga. To była rzecz, z którą sama na początku się mierzyłam. Gdyby nie odwaga, to moja firma by nie powstała, kapitulując na samym początku. Miałam wiele obaw. I dobrze, że nie trafiłam po drodze na osoby, które by mi powiedziały wprost, że to się może nie udać. To była pierwsza moja firma, którą zakładałam od razu po studiach. Moje doświadczenie w tej kwestii było bardzo małe.

Coś co jest zarysem, projektem, co dopiero tworzymy w naszej głowie nie zawsze będzie tak wyglądać w rzeczywistości i pojawia się w pewnym momencie myśl: Co jeśli się nie uda? Należy sobie odpowiedzieć na to pytanie. Czy Twój świat się wtedy zawali? Raczej nie. Może poniesiesz porażkę, jakąś finansową stratę, może Twój pomysł nie wypali, ale nigdy w życiu nie zarzucisz sobie, że nie spróbowałeś. A przecież możesz również bardzo miło się zaskoczyć.

Nie warto się nastawiać w jakikolwiek sposób, ale nie należy też odkładać pomysłów. Już wiele razy słyszałam o tak abstrakcyjnych pomysłach, gdzie ktoś inny by się popukał w głowę. A ta osoba z uporem maniaka dążyła do celu i okazywało się to strzałem w 10.

.

Jaka jest największa trudność w łączeniu biznesu z wychowaniem dzieci?

W moim przypadku aktualnie się zmagam i walczę z mobilizacją. Wyjście z dwójką małych dzieci z domu to spore wyzwanie. Trzeba zabrać całą masę rzeczy, a i tak zawsze człowiek o czymś zapomni. Do tego dochodzi fakt, że moja praca łączy się z wykonywaniem zdjęć w przestrzeni miasta, staram się przy tym lokować moje produkty i odwiedzać miejsca, z którymi współpracuję, a także poznawać nowe miejsca i po prostu cieszyć się Szczecinem. To jest poniekąd moja praca, aby cały czas zgłębiać lokalną historię i nowinki. Do tego dochodzi mi więc bagaż związany z listą rzeczy, które bym chciała sfotografować, oczywiście aparat fotograficzny, często także statyw. To jest taki rodzaj misji, że opadają mi ręce i nieraz kapituluję wychodząc po prostu na spacer z dziećmi i nic poza tym.

To jest z pewnością sfera, którą chciałabym poprawić i mieć nieco więcej czasu na robienie tego co kocham na spokojnie. Być ze sobą i z miastem sam na sam, bez dodatkowych obowiązków. Tego mi obecnie brakuje najbardziej i za tym tęsknię.

Dzieci nauczyły mnie sprawnego wykonywania obowiązków. Kiedyś potrafiłam spędzić na robieniu zdjęcia z godzinę. Teraz, nawet gdy wykonuję je w domu, to wiem, że mam na to maksymalnie 5 minut. 

Ostatnie zdjęcie z pączkiem z okazji Tłustego Czwartku powstawało w obliczu wielkiej histerii mojej córki, która pukała w szybę, bo mama wyszła na chwilę na balkon bez niej. Podsumowując jest ciężko, ale nie narzekam.

Jako beneficjent dotacji na otwarcie działalności ponownie byś podjęła taką decyzję o walce z papierologią w pogoni za dofinansowaniem?

Zdecydowanie tak. Uważam, że to była dla mnie duża trampolina. To dało mi pewność w moich działaniach. Jednym z warunków był obowiązek prowadzenia firmy przez minimum rok, aby dotacja była bezzwrotna. W tym czasie należało oczywiście utrzymywać firmę i pokrywać koszty stałe takie jak ZUS. Na szczęście przez pierwsze pół roku również otrzymywałam wsparcie na tego typu opłaty. Dawało to komfort i czas na rozkręcenie firmy, bo jak wiadomo samo założenie i otwarcie działalności gospodarczej nie gwarantuje, że na naszym koncie pojawią się pieniądze. Nawet gdyby się coś nie udało to nie poniosłabym tak wielkich strat. Ryzykowałam głównie swoim poświęconym czasem i energią.

Zakładałam firmę z pomocą dofinansowania z Wojewódzkiego Urzędu Pracy i w mojej grupie było około 20-30 firm. Z tego co wiem jestem jedną z dosłownie garstki tych osób, którym udało się utrzymać tę działalność. Aby otrzymać wsparcie finansowe musiałam stworzyć biznesplan i przedstawić zarys firmy. Pamiętam, że komisja, której przedstawiałam swój pomysł patrzyła na mnie trochę jak na dziwaka, bo chyba nie do końca rozumieli moją koncepcję. Dali mi jednak kredyt zaufania, a później okazało się, że byłam ich “czarnym koniem”, bo mogli chwalić się moimi nagrodami i osiągnięciami.

Więc jeśli tylko ktoś ma taką możliwość, to jak najbardziej polecam szukać takich dotacji. Nie spróbować swoich sił przy takim wsparciu to jak zrobić sobie samemu na złość.

Czy były momenty, gdy chciałaś zrezygnować z prowadzenia firmy?

Powiem szczerze, że nie miałam ani jednej chwili zawahania czy pomysłu, by zawiesić działalność. Kończąc jeden projekt już myślę o kolejnym. U mnie cykl projektowy trwa mniej więcej pół roku. Czyli dzisiaj ja już myślę o wakacyjnej ofercie, a w wakacje myślę o Bożym Narodzeniu. I to zazębianie się etapów czy projektów, a także powstawanie nowych produktów na przyszłość po prostu mnie napędza. Nie zdarzyło mi się, żebym wypadła z tych torów czy żeby coś zaburzyło mój tok pracy. 

Nie kusiło Cię, by mieć na stałe swój sklep stacjonarny?

Kilka razy do roku posiadam wyspy czy domki podczas różnych wydarzeń na mieście, ale są to krótkotrwałe sytuacje. Styl sprzedaży moich produktów jest taki, że są to rzeczy nieabsorbujące i docierają do klientów w sposób nienachalny, zazwyczaj w jakichś kawiarniach czy księgarniach. Tak, aby były to rzeczy szerzej dostępne i łatwiej można było do nich dotrzeć. Posiadanie wyłącznie jednego punktu z pewnością ogranicza i zmniejsza możliwości.

Mieliśmy takie propozycje w przeszłości od osób, które oferowały nam lokale, ale to nie jest polityka mojej działalności, którą wypracowałam na przestrzeni lat.

Jakie jest Twoje ulubione miejsce w Szczecinie?

Będzie mi ciężko odpowiedzieć na to pytanie, bo tych miejsc jest wiele i z każdym mam dużo dobrych wspomnień. Bardzo lubię spacerować po Centrum, chociaż przez remonty jest to obecnie utrudnione. Zawsze mnie będą zachwycać szczecińskie kamienice. Za każdym razem, gdy wychodzę na spacer widzę inne detale. Nieraz wpadłam w kałużę, bo patrzyłam w górę na fasady zamiast pod nogi.

Zdecydowanie wolę te starsze kamienice, które nie przeszły jeszcze remontu. Lubię czuć ich starego ducha, doszukiwać się ich historii.

Chciałabym choć na jeden dzień przenieść się do przedwojennego Szczecina, aby zobaczyć jak to wszystko wyglądało. To z pewnością była perła Europy jeśli chodzi o zabudowę. Do tej pory jak o tym pomyślę, to aż skręca mnie w żołądku, że Szczecin był tak piękny przed wojną.

A gdyby nie Szczecin, to w jakim innym mieście byś się najlepiej odnalazła?

Rozmawiałam kiedyś na ten temat z mężem, że gdybym miała się urodzić w jakimś innym mieście byłby to Kraków. Ujął mnie on układem urbanistycznym, zwartą zabudową. Jest to dla mnie przejrzyste miasto, wiem gdzie jest jego centrum. Łatwo mi było jako turyście odnaleźć się w nim. A dodatkowo jest to oczywiście przepiękne miasto, szczególnie cudowny jest Kazimierz ze swoimi kamienicami.

Obecnie jednak na pierwszym miejscu jest cały czas Szczecin. Później Kraków i następnie Wrocław. Zazdroszczę stolicy Dolnego Śląska krasnali. Bardzo podoba mi się ten projekt. Moim marzeniem jest to, by w Szczecinie powstało coś podobnego, ponieważ uważam, że dobre projekty powinno się kopiować. Chętnie bym szukała małych, mosiężnych gryfików po naszym mieście.

Przygotowując się do wywiadu trafiłem na ciekawe wydarzenie, które współtworzyłaś. Chodzi o “Szczeciński flow”, opowiedz mi proszę o nim coś więcej.

Było to jednorazowe wydarzenie organizowane przez SZCZECIŃSKI wraz z Galerią K4, którą prowadził Michał – obecnie twórca Szczecińskiego Bazaru Smakoszy, w którym też regularnie biorę udział. Sama Galeria K4 miała być bardzo ciekawą przestrzenią i szkoda, że ten projekt poległ w późniejszym etapie. Zaprosiliśmy do wzięcia udziału, w wydarzeniu otwartym dla mieszkańców miasta, lokalnych artystów i twórców. Frekwencja była niesamowita i przerosła chyba wszelkie oczekiwania. Znakomity przewodnik Przemek Głowa najpierw opowiadał o terenach przy ul. Kolumba, gdzie odbywało się całe wydarzenie, później wystąpiła grupa improwizacyjna Pod Pretekstem, a całość zakończył koncert zespołu Feng Shui. Bardzo miło wspominam tamten czas.

Myślałaś kiedyś o gadżetach z innymi miastami?

Nie. Uważam się za lokalną patriotkę i nie wyobrażam sobie, aby tworzyć coś czego nie czuję. W każdym z miast Polski czuję się turystą. Czuję, że to nie jest moje miejsce. Lubię podróżować, ale uważam, że byłoby to nie do końca wiarygodne. Szczecin to moje miasto, moja mała ojczyzna, tu się urodziłam i uważam, że jest tutaj tyle rzeczy do zrobienia. Nie chciałabym też łapać tylu srok za ogon. Niech swoimi miastami zajmą się osoby z tych miast, nie chcę nikomu wchodzić w jego kompetencje i udawać, że widzę jakiś ukryty sens w obiektach z innych miast.

Jakie było najbardziej egzotyczne miejsce skąd dostałaś od klientów zdjęcie swoich produktów?

Pierwsze co przychodzi mi na myśl to Bali i Arizona, choć tak naprawdę moje produkty wędrują z właścicielami po niemal całym świecie.

Która nagroda, a trochę ich było, jaką otrzymałaś za swoją działalność jest dla Ciebie najcenniejsza?

Przede wszystkim ta, która jest docenieniem przez miasto, czyli tytuł “Zrobione w Szczecinie”. Zdarzyło się jednak też tak, że na początku działalności zostałam zaproszona przez zastępcę prezydenta miasta, gdzie podziękowano mi za powstanie takiej firmy. Dobrze, że zwraca się uwagę na szczecińskich twórców, na to, że jesteśmy i tworzymy. To dzięki temu zwiększa się świadomość konsumpcyjną dla osób, które kupują, że mogą wspierać lokalnych przedsiębiorców czy marki.

Bardzo cieszę się, że miałem możliwość przeprowadzenia tej rozmowy. Temat miłości do Szczecina jest mi bliski i od kilku lat otrzymuję w prezentach lub sam sobie kupuję przedmioty właśnie ze SZCZECIŃSKIEGO. Z resztą jak mogliście zobaczyć na jednym ze zdjęć bluza „Wszystkie szyny prowadzą na Wyszka” świetnie sprawdza się podczas fotografowania 😉

Swoje szczecińskie gadżety możecie zamówić na stronie podanej poniżej. Tam też znajdziecie listę punktów, gdzie można je obejrzeć i kupić stacjonarnie. A regularnie co niedzielę produkty te znajdziecie również na Szczecińskim bazarze smakoszy w strefie designu.

Link do sklepu online: szczecinski.com.pl

Instagram: @szczecinski_townshop

Facebook:  @szczecinskiepamiatki 

Standardowo zapraszam również na moje social media na krajobrazy IG / FB oraz szeroko pojęte portrety IG / FB. Chętnie wysłucham również Waszych próśb i sugestii dotyczących następnych gości!

Zapraszam również do poprzednich tekstów na moim blogu!

Tutaj możesz wesprzeć moją dalszą działalność

Postaw mi kawę na buycoffee.to