Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Fusce tempus, neque pretium laoreet hendrerit, magna erat consectetur lectus, id vulputate ex orci id nibh. Mauris quis est ac tellus aliquet dignissim.
Zapraszam po przerwie na kolejny wywiad z utalentowaną szczecinianką. Rozmowę przeprowadziłem z Joanną Knasińską, absolwentką Liceum Plastycznego w Szczecinie, obecnie studentką informatyki, ale przede wszystkim specjalistką od fotografii makro oraz fotomodelką rozpoznawalną w różnych regionach Polski.
Ponieważ poruszyliśmy tematy związane z pracą po obu stronach obiektywu i nasza rozmowa okazała się być obszerna, postanowiłem podzielić ją na części. W tej części porozmawiamy o fotografii, a wkrótce pojawi się druga część, dotycząca blasków i cieni fotomodelingu oraz fotografii aktowej.
Jeśli dobrze liczę Twoja przygoda z aparatem trwa już dwanaście lat. Powiedz proszę jak to się zaczęło?
Mój tata jest ogromnym miłośnikiem fotografii. Pewnego razu przy okazji wizyty na wsi wpadł mi w ręce jego aparat. W taki sposób zrobiłam jedno, drugie, trzecie zdjęcie… Na początku były to zachody słońca, ganianie za kotami i roślinki z zupełnie nieprzemyślaną kompozycją. Jednak co mogło robić 12-letnie dziecko. Później poszłam do Liceum Plastycznego i miałam przedmiot o nazwie fotografia, który zmotywował mnie do działania.
Dlaczego akurat makrofotografia?
Makro wyszło z tego, że robiłam dużo zdjęć dobrych, ale mój nauczyciel fotografii oczekiwał ode mnie zawsze więcej. Nie postawił mi oceny na tyle wysokiej jak chciałam i przez to nie dostałam stypendium. W ramach “zemsty” przez kolejny rok dawałam mu zdjęcia non stop. Robiłam je w domu i szybko skończyły mi się pomysły. Wtedy też zaczęła się przygoda z makro. W tym czasie powstało moje słynne zdjęcie cebuli. Znosiłam wszystko z kuchni do pokoju, odpalałam jedną lampkę i robiłam wszelkiego rodzaju motywy. Co tydzień na szkolnym przeglądzie przychodziłam z pełnym folderem zdjęć i ostatecznie udało mi się na koniec roku swoje wywalczyć, a miłość do fotografii makro została. Już w kolejnym roku zrealizowałam wystawę swoich zdjęć.
Jest też inny aspekt – jestem krótkowidzem, dlatego świat makro jest mi najbliższy. (śmiech)
Ciekawa historia jest związana ze wspomnianym zdjęciem cebuli. Gdy stałam z boku na pierwszym swoim wernisażu słyszałam typowania uczestników w stosunku do tego, co ukazuje zdjęcie. Ktoś widział ślimaka, inny pustynię, a nawet zdjęcie z drona, o których nie mogło być mowy na wystawie fotografii makro. Gdy mówiłam, że to jest cebula, to ludzie patrzyli na mnie jak na dziwaczkę.
Staram się szukać czegoś, czego nie dostrzegamy w codzienności. Jakichś faktur, wzorów itp.
Czy masz ulubioną technikę wykonywania takich zdjęć?
Klasycznie i bez udziwnień, mam obiektyw 100mm makro i nim pracuję. Uwielbiam efekty, jakie daje spryskiwacz. Często używam też lustra. Później oczywiście dochodzi zabawa światłem i ostateczne kreowanie własnego świata.
autor zdjęcia: Joanna Knasińska
Choć od małego interesowała Cię sztuka i ukończyłaś Liceum Plastyczne to uwielbiasz również matematykę i obecnie studiujesz informatykę. Musisz przyznać, że to są dwie totalnie odmienne dziedziny, skąd taki wybór?
Na informatyce mam specjalizację: grafika, więc poniekąd cały czas to krąży wokół jednego tematu. Choć faktycznie jest to głównie grafika w znaczeniu obliczeniowym, dużo pracuję w matlabie. Jest to więc idealne połączenie rzeczy, które lubię.
Przez mojego nauczyciela historii z gimnazjum zostałam nazwana człowiekiem renesansu. Brałam wtedy udział w olimpiadach matematycznych na poziomie ogólnopolskim i wszyscy byli przekonani, że pójdę w tym kierunku. Jednak ponieważ lubiłam też malować i tworzyć, to na przekór wszystkim wybrałam Liceum Plastyczne. Patrząc z perspektywy czasu być może był to sposób mojego nastoletniego buntu.
Po liceum kontynuowałam artystyczną drogę na Akademii Sztuki, jednak tam było dla mnie już zbyt artystycznie. Mój ścisły umysł potrzebował ucieczki i zrównoważenia. Trochę zostałam zmasakrowana na uczelni, bo włożyłam ogrom pracy w moją makrofotografię, a wykładowca uznał, że to jest zbyt tradycyjne i brakuje w tych pracach kontrowersji. Prace miały też poruszać tematy aktualne – ja z kolei wolę zrobić coś ładnego, poprawnego technicznie. A usłyszałam od jednego z wykładowców, że to co robię było modne 30 lat temu.
Odkąd przeniosłam się na informatykę znalazłam balans, bo robię nadal zdjęcia, czyli działam artystycznie oraz uczę się przedmiotów, które mają w sobie dużo z matematyki i innych przedmiotów ścisłych.
Kojarzę, że przez chwilę byłaś związana z grawerowaniem. To też wynikało z jakchiś zajęć w liceum czy tak się artystycznie uzewnętrzniałaś?
W liceum chodziłam przez chwilę na zajęcia z grafiki warsztatowej i to była jakby pewna “zajawka”, ale że zajęłam się fotografią, to nie starczyło mi już czasu, by kontynuować te lekcje. Drążenie w metalu jest praco- i czasochłonne. Grawerowanie było jednak moją pierwszą pracą, spędziłam w niej 1,5 roku. Niestety mocno obciąża ono wzrok. Szczególnie, gdy jednocześnie spędza się dużo czasu przed komputerem programując czy projektując na studia.
Bądź na bieżąco z nowymi wpisami, otrzymuj kody rabatowe i materiały specjalne
Sprawdź maila i potwierdź subskrypcję
Masz na swoim koncie organizację wystaw. Co jest najtrudniejsze w przygotowaniu takiego wydarzenia?
Mogę powiedzieć wyłącznie ze swojego punktu widzenia i pierwszą rzeczą jest z pewnością fakt, by uwierzyć w te zdjęcia, że są one warte pokazania.
W momencie, gdy decyzja została podjęta i był już ustalony termin pojawiał się problem pod postacią wyboru zdjęć. I najgorsze jest to, że w trakcie trwania selekcji dochodziły kolejne świetne ujęcia, które miałam ochotę pokazać.
Na pewno trzeba być osobą zorganizowaną, by dopilnować wszystkich terminów. Dobrze jest mieć swoją sprawdzoną drukarnię, gdzie wiemy, że wydruki będą dobrze odzwierciedlać nasze prace.
Kolejny jest montaż, to raczej najmniejszy problem. Na koniec trzeba wygłosić przemówienie. Tutaj trzeba wiedzieć co powiedzieć i nie dać się zjeść stresowi. W “Plastyku” powtarzano mi, że prace nie obronią się same. Ja jako autor muszę wiedzieć co powiedzieć na temat tych fotografii, bo przecież coś mną kierowało, gdy wykonywałam te zdjęcia.
Dobrze, że się zdecydowałam na tę wystawę, bo okazała się sukcesem. Miałam na początku jednak sporo wątpliwości.
Jeśli chodzi o organizację wystawy z kimś to trzeba po prostu umieć się dogadać i mieć wspólną wizję. Jeżeli jest więcej autorów zdjęć, to należy zadbać, aby każdy był traktowany tak samo.
Kto Cię inspiruje w fotografii?
Jeżeli chodzi o fotografię natury to inspiruje mnie tak ogólnie Instagram, to co tam znajdę. Konkretnych nazwisk właściwie nie mam. Niektórych kojarzę ze stylu. Obserwuję również grupy poświęcone fotografii na Facebooku. W fotografii portretowej uwielbiam czarno-biały świat stworzony przez Szymona Brodziaka. Ostatnio nałogowo oglądam też kulinarne dzieła Joanny Stołowicz, jednej z fotografek, z którą miałam przyjemność współpracować. I zawsze po tym jestem głodna (śmiech).
Jakie jest Twoje zdanie na temat druku zdjęć w dobie cyfryzacji?
Odkąd zaczęłam pracować w zakładzie fotograficznym, a pracuję tam już od 2 lat, doceniam wartość papierową zdjęć i przyznam, że zaczęłam wywoływać zdjęcia sama dla siebie do albumu. W ubiegłym roku zebrałam do niego aż 200 zdjęć. Są tam fotografie z telefonu i aparatu – krajobrazy, a także zdjęcia z kotem. Ja do tych zdjęć na komputerze w zasadzie nawet nie siadam. Rzadko kto wraca do cyfrowych wspomnień, o ile nie musi wstawić posta na instagram. A tutaj mam album i część zdjęć nawet powiesiłam w pokoju.
Instagram też niby jest takim albumem ze wspomnieniami, ma archiwum relacji, do którego możemy wrócić. Tylko jak ja zmieniłam konto, to już straciłam tamte lata. Poza tym non stop zdarzają się kradzieże i utraty kont. Częste w ostatnim czasie awarie social mediów w ostateczności również mogą spowodować straty. Dysk twardy też ma określoną żywotność, więc mimo wszystko te papierowe zdjęcia są wciąż najbardziej trwałe.
Zbiór najlepszych zdjęć z sesji w papierowym portfolio jest według mnie dużo lepsze niż posiadanie portfolio na Instagramie.
Podobnie było z wystawą. Zobaczyć swoje zdjęcie na malutkim ekranie telefonu czy nieco większym ekranie komputera nie może się równać z wielkim wydrukiem 100x70cm na korytarzu czy sali, gdzie wszystkie zdjęcia są koło siebie.
Należysz do Szczecińskiego Towarzystwa Fotograficznego. Skąd się tam wzięłaś, co Ci to daje i kto może do Was dołączyć?
Przed rokiem byłam na plenerze STF’u jako modelka. Zaczęłam rozmawiać z fotografami i okazało się, że oni znają mnie też jako fotografa. Mimo, że ostatnio jako fotograf mało się udzielam i nie promuję w social mediach. Pamiętali jednak moją wystawę sprzed (wtedy) 5 lat. Plener był w czerwcu, a we wrześniu już dołączyłam do STF’u. Pomyślałam, że warto do tego wrócić i bycie członkiem tego towarzystwa motywuje mnie do działania. Otwiera mnie również na inne kategorie fotografii, których wcześniej nie próbowałam. Organizowane są prelekcje oraz plenery związane właśnie tematycznie z różnymi dziedzinami zdjęć.
Tak właściwie to spotkania STF’u są otwarte i można przyjść jako wolny słuchacz, wystarczy tylko wpisać się na listę obecności. Członkiem może stać się w zasadzie każdy, tylko to już wiąże się z opłatą członkowską oraz aktywnością w obrębie działań towarzystwa.
W przeciągu tego roku, na tyle ile mi pozwoli pisanie inżynierki, myślę, że dużo bardziej ruszę z fotografią. Chcę wyjść w końcu z tymi zdjęciami do ludzi, założyć jakieś media społecznościowe, bo potem przy okazji wywiadów, które czasem udzielam nie mam czego podawać jeśli chodzi o jakieś portfolio moich prac.
Dziś to by było na tyle, już niedługo pojawi się druga część wywiadu, w którym poruszyliśmy kwestie związane z fotomodelingiem, a szczególnie fotografią aktową.
Nasz wywiad był motywacją dla Joanny do większej aktywności w social mediach, więc koniecznie zajrzyjcie na jej świeżutki fotograficzny instagram i zostawcie coś po sobie 😉
https://www.instagram.com/joannaknasinska/
Jeśli nie chcesz przegapić kolejnych wpisów, w tym drugiej części wywiadu z Asią to koniecznie zapisz się na newsletter!